Polskich tenisistów w Paryżu coraz mniej, a każda kolejna porażka boli mocniej. Czwartkowy występ Magdaleny Fręch przy żarze lejącym się z nieba pokazał, ile emocji, nadziei i frustracji potrafi zmieścić się w jednym meczu. Choć przez moment zapachniało niespodzianką, finał tej historii był inny i mocny, nie tylko sportowo. Polka po serii błędów dała upust emocjom, co nie jest dla niej typowe, bo zazwyczaj widzimy ją na korcie w spokojniejszym wydaniu. Wtedy mecz wymknął się jej spod kontroli.
Korespondencja z Paryża
Czwartkowe przedpołudnie bez dwóch zdań należało do polskich kibiców w Paryżu. Opasani biało-czerwonymi emblematami tłumnie zasiedli na trybunach kortu numer 6, gdzie Magdalena Fręch stanęła do walki z Marketą Vondrousovą.
Dla polskich fanów był to jeden z ostatnich momentów, by dopingować rodaczkę w głównej drabince Roland Garros. Po sensacyjnym zwycięstwie nad Ons Jabeur Fręch nie była może faworytką w starciu z byłą mistrzynią Wimbledonu, ale z pewnością nie stała na straconej pozycji.
Warunki nie rozpieszczały – żar lał się z nieba, a emocje dodatkowo podgrzał pierwszy set, w którym Czeszka rozegrała partię niemal perfekcyjną i nie oddała Polce ani jednego gema. Kibicom w biało-czerwonych barwach mogło wówczas podskoczyć ciśnienie.
W takich chwilach przypominają się słowa Fręch z początku sezonu: że często wchodzi w mecz wolno, ale w drugim secie potrafi dostosować się i podnieść poziom. W czwartek potwierdziła te słowa w praktyce. W drugim secie grała odważniej, wycofała skróty, a w ich miejsce posłała więcej głębokich, wysokich piłek na końcową linię i długich piłek na bekhend Czeszki. Vondrousova momentalnie zareagowała lawiną błędów i przegranym setem 4:6.
Trzeci set miał być testem charakterów — i był. Polka rozpoczęła z impetem, prowadziła 1:0 i miała 40:15 przy serwisie rywalki. Wtedy jednak do głosu doszło doświadczenie i chłodna głowa Czeszki, która obroniła dwie piłki na przełamanie, a kilka minut później powtórzyła ten wyczyn przy kolejnym zagrożeniu.
Fręch, która jeszcze chwilę wcześniej kontrolowała sytuację, nie wytrzymała napięcia. W kolejnym gemie popełniła serię błędów, a frustrację wyładowała na rakiecie, rzucając ją z impetem o ziemię. To był moment, w którym mecz wymknął się jej spod kontroli. Vondrousova nie oddała już przewagi i zamknęła spotkanie drugim przełamaniem.
Rzadko widuje się Magdalenę Fręch w tak emocjonalnym wydaniu. Krzyczała z całych sił, próbując się podnieść, obracała się tyłem do kortu, by zebrać myśli. W czwartek dała z siebie wszystko, ale to nie wystarczyło. Z turniejem pożegnała się w drugiej rundzie, zostawiając na korcie sporo walki i jeszcze więcej emocji.
Niestety dla polskich kibiców to kolejna niedobra informacja. Wcześniej z turnieju singlowego odpadli już Hubert Hurkacz i Magda Linette. Na placu boju pozostała tylko obrończyni tytułu Iga Świątek, która w piątek zmierzy się z Jaqueline Cristian.