Nie ulega wątpliwości, że dobre otwarcie turnieju ma kluczowe znaczenie. Przekonują się o tym kolejne wielkie faworytki, które żegnają się z Wimbledonem już na etapie pierwszej rundy. Iga Świątek musiała bardzo uważać, by nie podzielić ich losu, zwłaszcza przy panującym w Londynie upale, który nie sprzyjał najlepszej dyspozycji. Drugi set przyniósł jednak przemianę, na jaką czekaliśmy. Oto z czego wynikała.
Korespondencja z Londynu
Polinie Kudiermietowej w pierwszej partii udawało się naprawdę wiele, co mogło zaskoczyć kibiców. W końcu to ona miała nawet szansę, by przełamać Igę Świątek i wyjść na niespodziewane prowadzenie. Bardzo dobrze funkcjonował serwis Rosjanki, miała też fenomenalne wyczucie dobrego sposobu na finalizację akcji.
Nie bała się używać skrótów, za sprawą których zdobyła kilka arcyważnych punktów. Wiedziała, że co prawda Świątek doskonale umie przeczytać zamiar rywalek i dopaść do takich piłek, ale na tej konkretnej nawierzchni skuteczne odparcie takiego ataku jest szczególnie trudne. Kudiermietowa o tym wiedziała, przynosiło jej to doskonałe efekty, ale otwierającego seta i tak przegrała. Dlaczego?
Oto co pomogło Idze Świątek. Nowa broń działa znakomicie
Nawet jeśli Idze Świątek na samym początku nie szło tak, jak mogłaby sobie tego życzyć, z pomocą przychodził jej serwis. Jego jakość ocenić należy wyśmienicie — wygrała 78 proc. wymian po pierwszym serwisie i 68 proc. po drugim, co stawia ją w ścisłej czołówce spośród wszystkich uczestniczek pierwszej rundy Wimbledonu.
Serwis stał się nową, bardzo potężną bronią Świątek, bo nawet jeśli nie dokłada szczególnie dużo asów, wprowadzenie piłki do gry stoi na bardzo wysokim poziomie i to należy docenić, bo nie było to regularnością w jej przypadku. Jakość serwisu na kortach trawiastych jest niezwykle ważna, a do tego w przypadku Polki już od startu imprezy w Bad Homburg nie można mieć żadnych pretensji.
Dla odmiany nieco gorzej funkcjonował return. Świątek jest jedną z najlepiej returnujących zawodniczek świata (jak zdecydowana większość zawodniczek w czołówce rankingu), jednak tym razem długo nie mogła znaleźć sposobu na niezłe podanie Kudiermietowej. Ale i to w drugim secie uległo znacznej poprawie, czego nie wolno pominąć. To właśnie to pomogło jej pokonać Rosjankę. Ale najważniejsze jest co innego.
Początek turnieju na kortach Wimbledonu przynosi sceny, jakich nie widzieliśmy od lat. I w żadnym wypadku nie jest to przesada. Miano zdecydowanej faworytki przestaje dawać zauważalną przewagę, by wymienić tylko przykłady Coco Gauff czy Jessiki Peguli.
Takich scen nie było od lat. A Iga Świątek nietknięta
Mało która z tenisistek potrafiła bez większych kłopotów zapewnić sobie awans do drugiej rundy. Udało się jedynie Amandzie Anisimovej (6:0, 6:0 przeciwko Julii Putincewej) i, dość niespodziewanie, Elisabetcie Cocciaretto (stracone jedynie pięć gemów przeciwko Jessice Peguli). Iga Świątek być może nie błyszczała na korcie od początku do końca, ale bez większej nerwówki zameldowała się w drugiej rundzie. Tak po prostu, i to należy pochwalić w obliczu trudnych okoliczności, z jakimi muszą zmagać się tenisistki.
Teraz jednak powinno być już lepiej, bo nachodzi pogodowy przełom. Prognozy na kolejne dni zapowiadają warunki znacznie bardziej zbliżone do tych, które kojarzą się odwiecznie z Wimbledonem. W takich okolicznościach o widowiskowe akcje i znakomitą grę będzie po prostu dużo łatwiej, na czym tym razem korzystać powinny właśnie faworytki. To może tylko pomóc Idze Świątek, która walczy o poprawienie swojego najlepszego dotąd wyniku w Londynie, jakim pozostaje ćwierćfinał z 2023 r.
Bo kiedy, jak nie teraz, gdy najgroźniejsze rywalki odpadają już na tak wczesnym etapie?