385 dni i ani jednego więcej. Iga Świątek musiała długo czekać na kolejny występ w finale, ale udział w nim zapewniła sobie w wielkim stylu. I to na nawierzchni trawiastej, na której jak sama mówiła, nie czuje się komfortowo. – Polka przegrywała trochę sama ze sobą, nie wierzyła w zwycięstwo. Teraz wyglądało to inaczej – mówi nam Adam Romer, redaktor naczelny magazynu Tenisklub. I dodaje, że taki występ 24-latki, to przede wszystkim świetny prognostyk przed Wimbledonem. Niezależnie od tego, co wydarzy się w sobotnim finale z Jessicą Pegulą.
Iga Świątek błyskawicznie ograła Jasmine Paolini 6:1, 6:3 i po raz pierwszy od ponad roku zagra w finale. Trudno było przewidzieć, że to wydarzy się akurat na nawierzchni trawiastej
– Dzisiejszy mecz pokazał, że Iga i Wim Fissette bardzo dobrze przepracowali czas na Majorce, przygotowali się do tego turnieju. Widać, że Iga jest w formie – mówi nam Adam Romer
– Nikt się nie spodziewał, że takie coś może wydarzyć się na trawie. To przewrotność tenisa – słyszymy przed sobotnim finałem
67 minut i koniec. Iga Świątek w dwóch setach rozmontowała Jasmine Paolini i pierwszy raz od ponad roku awansowała do finału turnieju WTA. Zaskakiwać może to, że do przełamania Polki doszło akurat na nawierzchni trawiastej. – To zasługa Wima Fissette’a. Po to znalazł się w sztabie – mówi nam Adam Romer, redaktor naczelny magazynu Tenisklub. I dodaje, że taki wynik to nie tylko potwierdzenie przewrotności tenisa, ale i świetny prognostyk przed Wimbledonem.
Czy to był najlepszy mecz Igi Świątek od dłuższego czasu? O to zapytaliśmy Adama Romera. On ujął jednak sprawę nieco inaczej.
– To może nie był najlepszy mecz od dawna, bo w Roland Garros Iga super zagrała z Jeleną Rybakiną czy dobrze radziła sobie z Aryną Sabalenką poza trzecim setem. Tu wchodzi jednak kwestia nawierzchni. Iga sama mówiła, że na trawie nie czuje się komfortowo. Nie miała wewnętrznego przekonania, że może wygrać na tej nawierzchni. Zdarzały jej się porażki z Juliją Putincewą czy Alize Cornet. Polka przegrywała trochę sama ze sobą, nie wierzyła w to. Teraz wyglądało to inaczej – mówi nam Romer. A to nie wszystko.
Odmieniona Iga Świątek. Jeszcze niedawno byśmy w to nie uwierzyli
Co w takim razie się zmieniło, że Iga Świątek tak pewnie poczuła się na trawie? Adam Romer w rozmowie z nami wskazuje pracę wykonaną przez trenera 24-latki.
– To trochę zasługa Wima Fissette’a. Po to znalazł się w sztabie. Mówiło się, że to trener, który odnosił sukcesy z zawodniczkami na szybkich nawierzchniach. Iga na nich czuła się gorzej, to wynikało z pewnych uwarunkowań technicznych, ze stylu gry. A ten dzisiejszy mecz pokazał, że bardzo dobrze przepracowali czas na Majorce, przygotowali się do tego turnieju. Widać, że Iga jest w formie. A Jasmine Paolini, choć w zeszłym roku grała w finale Wimbledonu, to taka zawodniczka, która gdy rywalka przejmie inicjatywę, to ona ma niewiele argumentów, sprawia jej to duże problemy – słyszymy.
Dobre wieści dla Igi Świątek? Niekoniecznie. Ekspert wprost o rywalce Polki
W drugim secie drugiego półfinału, gdy Jessica Pegula przegrywała z Lindą Noskovą, komentujący to spotkanie na antenie Canal+ Żelisław Żyżyński stwierdzał wprost, że jego zdaniem to Amerykanka byłaby lepszą rywalką dla Igi Świątek. Adam Romer natomiast wytłumaczył nam, jak wielki powrót i zwycięstwo Peguli wpływa na szanse Polki w finale.
Linda Noskova to “big hitterka” (zawodniczka, która gra mocno, ofensywnie, agresywnie), w stylu Aryny Sabalenki czy Jeleny Rybakiny, ale trochę słabsza. Na kortach trawiastych może być niebezpieczna – słyszymy.
Jessica Pegula natomiast jest nieustępliwa, świetnie broni, nie odpuszcza żadnej piłki. Potrafi też zagrać z kontry, co świetnie widzieliśmy podczas półfinału. No i jest niezwykle doświadczona, ma 31 lat i wygrywała turnieje na trawie, jak choćby w zeszłym roku w Berlinie po szalonym finale – nie ukrywa Adam Romer.